Przypuszczalnie nie pamiętacie, moi kochani, bo – jak zwykle – jesteście na to za młodzi. O czym mówię? Cierpliwości, za chwileczkę się dowiecie.
Otóż dosyć dawno temu, w czasach mojego, zresztą bardzo szczęśliwego, dzieciństwa, była taka seria książeczek dla dzieci „Poczytaj mi mamo”. Były rewelacyjne, chociaż wizualnie nijakie. Wprawdzie kolorowe – ale w miękkiej oprawie i drukowane na byle jakim papierze. Nikomu to nie przeszkadzało w tych dosyć zgrzebnych czasach, bo w środku każdej takiej książeczki działy się czary!
W moim rodzinnym domu było zatrzęsienie książek, wśród których – pomiędzy innymi „normalnymi” członkami rodziny – żyły sobie dwa mole książkowe: mój tata i ja. I owe mole z książką się właściwie nie rozstawały. A już czytanie przed spaniem – to był prawdziwy rytuał.
Dopóki nie nauczyłam się czytać, to właśnie starszy z owych moli książkowych, czyli mój ojciec, prowadził mnie w magiczny świat baśni, wierszy i pełnych przygód opowieści. Dzisiaj – oprócz tej dawnej serii „Poczytaj mi mamo” – funkcjonuje również druga, „Poczytaj mi tato”. Wprawdzie mojego taty już od lat z nami nie ma, ale myślę, że gdzieś tam, w tym innym świecie, widzi to, i że się uśmiecha…
Od chwili, w której pojęłam magię liter, czytanie przed spaniem jest dla mnie rzeczą tak naturalną i niezbędną do życia, jak moja rodzina, jak praca, która daje radość, jak mocna herbata po przebudzeniu i dobra kawa w południe. Również tak fajną, jak pisanie bloga, jak spacer po pięknym Roztoczu, jak sadzenie wiosną kwiatów na balkonie.
Rzecz jasna, nie można nikogo na siłę przekonywać, że czytanie przed spaniem jest niezbędne do życia. Spora część ludzi – ku mojemu ubolewaniu – obywa się bez czytania w ogóle. Coś tam przeczytają, siłą rzeczy. Głównie informacje, plotki etc. W Internecie głównie, czasami zerkną do gazety. Ale przecież nie o to chodzi.
W prawdziwym czytaniu, bo o nim mówię, nie chodzi o zdobywanie informacji. W każdym razie – nie one stanowią istotę sprawy. Owszem, przy okazji, nawet czytając literaturę piękną, poszerzamy naszą wiedzę. Książki mają często jakiś kontekst historyczny, mówią coś o czasach, w których rozgrywa się akcja. A więc – dają nam taką czy inną wiedzę, ale nie to jest głównym zadaniem beletrystyki. Na ogół, jeśli chcemy zgłębić historię – jakiegoś obszaru czy nacji – sięgamy po książki historyczne.
Czytając literaturę piękną, bo na niej głównie się skupiam, zdobywamy również informacje o charakterze geograficznym, bo akcja na ogół gdzieś się rozgrywa – w Lublinie, Karkonoszach czy na Pomorzu. Nawet jeśli dokładne miejsce akcji jest fikcyjne, to jakąś wiedzę książka daje. Wiadomo, że jeśli chcemy poznać warunki przyrodniczo-geograficzne jakiegoś miejsca na ziemi – sięgamy po przewodniki czy atlasy.
Idąc dalej tym tropem – literatura piękna daje nam potężną dawkę konkretnej wiedzy; o ludziach, czasach i miejscach. Rzecz jasna, jeśli książki, które wybieramy na przysłowiowe czytanie przed spaniem, zostały napisane rzetelnie, z dbałością o piękną polszczyznę, o zawartość merytoryczną, poprzedzoną dokładnym researchem.
Jednak – moim skromnym zdaniem – beletrystyka, to przede wszystkim emocje, uczucia, przeżywanie. To trudne, poplątanne – tak jak w życiu – losy bohaterów powieści. To sytuacje, z którymi się zmagają, i z którymi my sami często próbujemy się identyfikować. To miotające ludźmi od prawieków uczucia: miłość, nienawiść, ból, rozpacz, wiara i nadzieja. To życiowe wybory, które zawsze są trudne; jak kostki domina – jedna, zdawałoby się mało ważna, decyzja jednego człowieka, potrafi zdeterminować losy wielu osób, a czasem nawet kilku pokoleń.
I kilka rad zagorzałej czytelniczki. Na dobranoc starajcie się czytać – zarówno samym sobie jak i dzieciom, a może przede wszystkim dzieciom – książki pogodne, proste, ale koniecznie mądre. Takie, z których wypływa jakaś nauka, ale które zarazem nie powodują natłoku myśli, nie odbierają snu.
Jeżeli mogę coś zasugerować, na czytanie przed spaniem dla dzieci świetnie nadaje się seria książek Pameli L. Travers o czarodziejskiej niani Mary Poppins (nie tylko dla dziewczynek).